IV.
Wstawiłam wodę, przygotowałam kubki na herbatę
i usiadłam na krześle i czekałam. Zastanawiałam się, dlaczego była na
strychu-nie było jej tam od moich 10 urodzin, od dnia, w którym nie wiem, co
się wydarzyło, nikt nie chce opowiedzieć o tym dniu. Pamiętam tylko krzyk mamy,
zamieszanie i ramiona babci. Z rozmyślania wyrwał mnie odgłos kroków dochodzących
ze schodów. Zauważyłam mamę stojącą w progu drzwi, natychmiast przykuło moją
uwagę wielkie pokryte kurzem szare pudło w jej rękach. Położyła je na stole i
usiadła, przez dłuższą chwilę panowała cisza. Wpatrywałyśmy się w siebie.
Gwizdek czajnika przerwał tę niezręczną ciszę,aż podskoczyłam. Wstałam i z trudem zalałam herbatę.
- Trzeba opatrzyć i zdezynfekować
ranę, podaj
apteczkę – powiedziała mama.
- Dobrze, a gdzie jest ? –
spytałam.
- Tam gdzie zawsze. – powiedziała
z irytacją, spojrzałam się na nią. Nienawidzę tej odpowiedzi. Skąd mam wiedzieć
gdzie jest apteczka? Zaczęłam szukać w
górnej szafce poświęconej na leki. Usłyszałam westchnienie matki. Spojrzałam na
nią ukradkiem, oczy utkwione miała w karton, oglądała je ze wszystkich stron,
ale nie dotknęła. Zastanawiałam się, co tam jest. Musi być coś wyjątkowego,
ponieważ nie zainteresowałoby to mamę, ona jest pracoholiczką .
Od rana do wieczora w gabinecie. Nawet nie wiem co robi, wiem tylko tyle, że
coś projektuje. Nie ośmieliłam się nigdy jej o to zapytać. Wróciłam do poszukiwania
apteczki. Odsunęłam na bok tabletki i spostrzegłam białe pudełko z
czerwonym krzyżykiem.
-Bingo – szepnęłam. – Znalazłam.
- Co? Ach tak.. chodź tu. – oznajmiła
po krótkiej chwili. Podeszłam i usiadłam na krześle naprzeciwko niej. Wyciągnęła
wodę utlenioną i wylała jej trochę na wacik.
- Podaj rękę – wyciągnęła dłoń w moją
stronę. Podałam ją z trudem. Zaczęła obmywać krew dookoła rany.
- więc.. po co byłaś na strychu ? –
spytałam. Przestała wycierać, zauważyłam się patrzy na mnie.
- To ja powinnam zadać to pytanie –
odpowiedziała.
- Widziałam zaświecone światło..
ała..- zaczęła obmywać ranę. Zaczęło strasznie piec.
- nie musiałaś robić tego
specjalnie – pisnęłam. W odpowiedzi przycisnęła mocniej. - ałaaa.. to boli!
- Musi boleć. Miałaś nie wchodzić
na strych, wiesz o tym – przestała obmywać. Zaczęła szukać czegoś w apteczce.
- Ale kiedy to było ?
- Niedawno. – oznajmiła krótko.
- 6 lat temu? To raczej daawnoo !
- Nie unoś się. Obiecałaś, nie
dotrzymałaś słowa. – Spojrzała mi w oczy, ale szybko uciekłam wzrokiem.
- Nie pamiętam, żebym coś mówiła
takiego – skłamałam. Chociaż do końca nie wiedziałam, pamiętam, że była o tym
rozmowa, ale żebym przysięgała to nie zapamiętałam.
- Nie wymiguj się. Dobrze wiem. – Wygrzebała
duży plaster, i przykleiła mi go na ranę. – Nie odrywaj do jutra.
- Wiem. No więc, dlaczego ?
- co dlaczego? – Zaczęła chować wyjęte
przedmioty do apteczki. Wstała i wyrzuciła zużyte waciki do kosza.
- Dlaczego tam weszłaś ?! –
traciłam powoli cierpliwość, zawsze tak robiła, nigdy nikt nie mógł się
dowiedzieć, co ukrywała, może oprócz ojca, ale on rzadko przebywał w domu.
- Miałam powód. A teraz idź się
umyj, a zaczekaj trzeba sprawdzić kostkę.
- nic mi nie jest. – zanim zaprotestowałam,
podwinęła mi nogawkę spodni i zaczęła oglądać i masować kostkę.
- Dobrze, jest w porządku. Jeśli będzie
zacznie puchnąć albo boleć, powiedz. A teraz idź do łazienki, umyj się, a potem
odrób lekcje. – Patrzyłam się na nią jak na ducha. Że co niby?
-Ale ..
- Żadne ale .. marsz do łazienki.
Popchnęła mnie w stronę salonu.
- ..herbataa – tyle zdołałam
powiedzieć. A ona zamknęła drzwi od kuchni.
- wystygła – powiedziała tylko to
i znikła za drzwiami. Chciałam się
dowiedzieć, co kombinuje, spojrzałam jeszcze raz na drzwi, zrezygnowałam. Doczołgałam
się na górę, przypomniałam sobie o szklance z pomarańczowym sokiem, stałam tak przez chwilę
rozmyślając, gdzie ją zostawiłam, poszłam pod strych. Spostrzegam przewróconą szklankę
- pustą, ale podłoga była sucha.. bez plamy. Dziwne… Obok niej znajdowały się
ślady odciśniętych butów. Kierowały się
na strych… Postanowiłam wejść i sprawdzić.. wspięłam się po raz drugi na drabinkę,
zaczęłam szukać śladów… ale ich nie było, ani jednego, to naprawdę dziwne..
przecież na dole wskazywały, że ten ktoś poszedł na strych… Rozejrzałam się
jeszcze raz po strychu i zeszłam.
Pomyślałam jeszcze raz.. scaliłam dwa fakty mamę szukającą czegoś i tego
„ducha”. Mieli wspólny cel. Postanowiłam pójść do pokoju, ponieważ rozbolała
mnie głowa, nie mówiąc już o ramieniu. Wiem jedno : Komuś chciało się pić,
wypił mój sok, ten Koś był na strychu, on mnie wystraszył, on miał bezczelność być
w moim domu. On tu wróci, bo nie znalazł
tego, czego szukał. To są już szczyty.
Ten dzień był najdziwniejszy dotąd nie
licząc jednego…
... proszę o komentarze... ponieważ nie wiem czy dalej pisać ...
wyczuwam świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńjasne, że pisz :P
dziękuje ;)
Usuńnaprawdę cudowny rozdział. jestem ciekawa co ukrywa jej mama.
OdpowiedzUsuńpisz dalej ;)
no i zapraszam do mnie:
http://1dchangemymind.blogspot.com/ ;)
bardzo dziękuje ;D
Usuńspoko ;)
świetnie dopierasz słowa :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie na konkurs :)
http://czaaki.blogspot.com/2012/11/konkurs-wygraj-bon-do-sklepu-mergpl.html?showComment=1354137649432#c8636902993592504188
Dziękuję c;
Usuńspoko ;D
świetne zapraszam http://stajniarad.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDzięki ;]
Usuńwpadnę ;D
genialnie piszesz :D
OdpowiedzUsuńjeśli nadal masz ochotę czytać mojego bloga to są nowe rozdziały:
http://1dchangemymind.blogspot.com/
zapraszam ;]
dzięki ;D
Usuńluknę ; )
Zajebisty xd że tak się wyrażę :)
OdpowiedzUsuńKiedy będzie następny ?
ooo dzięki ; D postaram się go dodać dzisiaj, a jak nie wypali to jutro.. muszę jeszcze dopracować, bo mam już gotowy ;P
Usuń